Tuesday, September 7, 2010

Miami vol. 2

Nasz kolejny dzien w Miami zaczelismy od obejrzenia czegos z szerokiej kolekcji dvd pani host oraz skorzystania z amenities apartamentowca. Plywanie w basenie na 9 pietrze w upale lagodzila chlodna bryza, gdy natomiast zimna woda nam sie nudzila, szlismy na minutke do jacuzzi. Na opalanie tez nie tracilismy za duzo czasu, bo slonce tu duzo szybciej opala (25 szerokosc geograficzna).

Po poludniu ruszylismy na Key Biscayne, pobliska wyspe polaczona z Miami mostem. Zaliczylismy tam kolejna latarnie morska, kapiel w oceanie i plazowanie. Plaza ta jest mniej uczeszczana, gdyz lezy w obrebie stanowego obszaru ochrony przyrody i dlatego mozna tam sie opalac obok zolwich jajkowisk (jak sie nazywaja miejsca, gdzie zolwie morskie skladaja jajeczka? podpowiem, ze nie chodzi o plaze).

W czwartek kolejny leniwy (w koncu mamy wakacje po 2 miesiacach pracy!) dzien rozpoczelismy od wizyty w Vizcaya Gardens&Museum - kompleksie palacowym z otaczajacymi go ogrodami, zbudowanym na poczatku XX wieku przez bogatego przemyslowca z Chicago. Zafascynowany swoimi podrozami do Europy naprzywozil sporo antykow i dekoracyjnych elementow, a potem urzadzil palac w taki sposob, by wygladal jakby jego rodzina zyla tam od XVI wieku i kazde pokolenie dodawalo cos nowego do wystroju. Palac jest bardzo ladny, warty odwiedzenia, ogrody mozna by zwiedzac, gdy z nieba nie leje sie 35st, a poza tym akurat byly odnawiane, wiec zobaczylismy tylko troche.

Kolejnym punktem wycieczki przewidzianym na czwartek byla wizyta w Little Havana. Jest to dzielnica Miami, skupiona wokol osmej ulicy (Calle Ocho), gdzie mieszka spora liczba emigrantow z Kuby. Dzielnica ta jest calkowicie hiszpanskojezyczna (Miami jest bijezyczne, mniej wiecej podzielone po rowno miedzy angielski a hiszpanski. W sumie ostatnio zaczyna sie kreowac na trzyjezyczne, bo administracja miejska wydaje dokumenty jeszcze po kreolsku dla mniejszosci z Haiti (Little Haiti tez tu jest)). Calle Ocho prowadzila nas na zachod, po drodze pozwalajac sie nam zatrzymac w sklepie z cygarami (sporo ich tu) oraz w parku przy 12. przecznicy, gdzie Kubanczycy spotykaja sie na partyjke domina i szachow. Z fajnych rzeczy w tej dzielni sa duzo nizsze ceny.

Biorac udzial w spotkaniu couch surferow w srode wieczorem (poznalismy troche CSerow z Miami, uczac sie przez godzine salsy), dowiedzielismy sie, ze w Miami Beach istnieja jakies biura podrozy, ktore maja niedrogie wycieczki na Key West. Key West, czyli wysuniety najdalej na poludnie punkt kontynentalnych Stanow. Po sprawdzeniu Greyhounda, ktory zabralby nas tam w obie strony za jakies 90 dolarow i dodatkowo mial bardzo nieprzychylny schedule, wstepnie zrezygnowalismy z tej wyprawy (chociaz juz sie nakrecilismy na wyplyniecie stamtad na jednodniowa wycieczke do Dry Tortugas, parku narodowego polozenego na wyspie, gdzie nurkujac mozna podgladac zolwie morskie). Ale ostatecznie znalezlismy wyjazd za 70 bucksow: wyjazd rano, po 4 godzinach jestesmy na miejscu i mamy 4-5 godzin na zwiedzanie i powrot na 20 do Miami.

Jesli wycieczka nie jest organizowana przez chinskie biuro podrozy, to prawdopodobnie wiekszosc turystow beda stanowili Niemcy. Tym sposobem w piatek od rana moglem pogadac z paniami w srednim wieku w moim ulubionym jezyku. Corka jednej z nich brala kilka lat temu udzial w szkolnej wymianie do Stanow organizowanej przez Youth for Understanding, organizacje wysylajaca Madzie do USA.

Key West nie zachwycil, okazal sie goracym i troche zbyt turystycznym miejscem. Osiadlo tam sporo Rosjan, troche Polakow (w jednym sklepie spotkalismy mieszkajaca tam od 12 lat Polke) i generalnie ludzi zza wschodniej granicy. Glowna atrakacja miasteczka (przynajmniej dla mnie) jest wspomnienie lat 30', kiedy to przez dekade mieszkal tu Ernest Hemingway. Muzeum usytowane w jego posiadlosci zwiedza sie dosc przyjemnie, ale mogliby obnizyc cene wstepu - 12$. Troche zaskoczylo mnie, ze Niemcy wcale nie przyjechali zwiedzac tego muzeum - chociaz plaze tam nie sa za dobre, wybrali oni wylegiwanie sie na sloncu.

W ten sposob minely nam wakacje w Miami, z ktorych Ania w sobote poleciala przez Nowy Jork do Polski, a ja przez Chicago do Peorii, skad odebrala mnie Madzia z jej hostrodzina.

No comments:

Post a Comment